[Inwentaryzacja w LP] doświadczenia własne
Władysław Danielewicz
danw w au.poznan.pl
Wto, 18 Wrz 2007, 21:15:02 CEST
Moje doświadczenia pochodzą z udziału w organach trzech RDLP (Wielkpolska i Ziemia Lubuska) oraz współpracy z kilkoma nadleśnictwami (Śląsk, Sudety, Wielkopolska, Pomorze Zachodnie). Uważam, że ocena powodzenia akcji inwentaryzacyjnej zależy przede wszystkim od oczekiwań jej pomysłodawców oraz nastawienia tych, którzy od początku wątpili w możliwość osiągnięcia sukcesu. Prawdopodobnie wyniki będą miały bardzo zróżnicowaną wartość, inną w przypadku gatunków, a inną w odniesieniu do siedlisk, zwłaszcza leśnych, których inwentaryzację wykonywał najczęściej personel lasów państwowych przy pomocy specjalistów. Wśród specjalistów byli ludzie o dużym dorobku naukowym i doświaczeniu terenowym, ale z tego co wiem angażowano niekiedy osoby z nawet niezłym przygotowaniem podręcznikowym lecz bez dobrej znajomości lasów. Podczas obrad jednego z "organów" zasłyszałem opinię, że gdyby tę robotę mieli wykonać sami specjaliści, nawet po wielkrotnym sklonowaniu, to i tak czas byłby za krótki, a wyniki obciążone jeszcze większym subiektywizmem. Sam po tej akcji nie oczekiwałem cudów, ale dostrzegłem kilka apsektów pozytywnych, może dość odległych od pierwotnej idei, jaka jej przyświecała. Prowadząc szkolenia dla leśników i odpowiadając na liczne zapytania ze strony moich zaocznych studentów leśnictwa w czasie zajęć z botaniki leśnej, starałem się przede wszystkim wyjaśniać istotę Natury 2000 i widziany przeze mnie sens przedsięwzięcia inwentaryzacyjnego. Moim zdaniem było to podstawowym warunkiem przełamania psychicznych barier, jakie rozbudowano w trakcie bombardowania umysłów propagandą naturową prowadzoną często tak jak w polityce, by zwykli ludzie nic nie zrozumieli i nabyli przeświadczenia, że ich to nie dotyczy. Miałem okazję ostatnio spotykać się z leśnikami, którzy do dziś nie mają pojęcia co to jest siedlisko przyrodnicze i po co ten termin wymyślono, i którzy z braku odpowiedniego przekonania trwają na pozycjach przeciwników nie tylko Natury 2000, lecz także i ochrony przyrody w ogóle. Niektórzy ciągle mają obawy, że Natura uderzy w ich byt zawodowy, czemu nie ma się co specjalnie dziwić. Z informacji, jakie do mnie docierają, wynika że bywali tacy szkolący, którzy te kompleksy jeszcze bardziej pogłębiali. Rozpisałem się na ten temat, gdyż mam poczucie, jakby trochę zapomniano o tym, że naukowcy tylko pojawiają się w lesie, a zostają w nim leśnicy. Co do wspomnianych pozytywów, jestem przekonany, iż wyniki inwentaryzacji będą miały największą wartość dla personelu tych nadleśnictw, gdzie udało się skojarzyć zaangażowanie wykonawców z odpowiednią opieką merytoryczną specjalistów. Już w czasie prac terenowych wielu leśników dostrzegało uzasadnienie dla ochrony wybranych fragmentów lasu, które można bez uszczerbku dla gospodarki zwolnić z funkcji produkcyjnych. Często z własnej inicjatywy wskazywali takie miejsca, niekiedy wyrażając zdziwienie, że np. kompleks wspaniale zachowanych olsów nie jest przedmiotem zainteresowania wspólnoty, a sztuczna i mała pod względem powierzchni tyczkowina olszy na łące przy strumyku jest siedliskiem o znaczeniu europejskim.
Uważam, że zestawienia informacji o siedliskach leśnych w skali całego kraju będą miały tylko orientacyjne znaczenie. Zapewne ujawnione zostaną różne braki, pomyłki, regionalne tendencje do poszerzania lub zawężania interpretacji siedlisk, zróżnicowane podejście do oceny stanu i zniekształceń itp., co nie będzie specjalną niespodzianką, gdyż z tym trzeba się było liczyć od samego początku akcji.
Na jakość raportów z bazy SILP nie będę się uskarżał, bo jest jasne, że nie da się z niej wyciągnąć informacji, których w niej nie ma. Ważniejsze jest, by z czasem pomyśleć o udoskonalaniu systemu i wzbogacić bazę o przynajmniej podstawowe dane związane z szeroko rozumianą ochroną przyrody. Nie mam też zasadniczych uwag do "Metodyk...", albowiem zdaję sobie sprawę, że opracowanie takich wytycznych szybko i "przy biurku" bez możliwości sprawdzenia działania w praktyce i podjęcia próby zastosowania przez setki osób o różnym podejściu i wiedzy, było bardzo trudne. W sytuacji, gdy "Metodyki..." były niezbyt jasne (np. w kwestii różnic między zbiorowiskami zastępczymi a zdegenerowanymi, stanu określanego na podstawie drzewostanu lub stosunków wodnych z pominięciem warstwy krzewów i runa, ale zniekształcenia z uwzględnieniem rośliności dna lasu, itp.) uważałem, że wyjaśnianie wątpliwości należy do obowiązków konsultanta specjalisty, który swoje stanowisko powinien odpowiednio uzasadaniać.
Do słabszych elementów akcji zaliczam działanie tzw. "organów regionalnych". W tych RDLP, gdzie nadzór nad całościa sprawowała osoba kompetentna z dobrym przygotowaniem przyrodniczym i dużym zaangażowaniem, nie było większych problemów, jednak gdy brakowało kogoś takiego obrady stawały się nudnym, mało twórczym spotkaniem towarzyskim. Szkoda, że na etapie wstępnym nie uzgodniono lub nie upowszechniono zasad inwentaryzacji dostosowanych do specyfiki warunków przyrodniczych dyrekcji regionalnych. Z jednej z RDLP płynęły różne informacje, np. żeby nie brać pod uwagę drzewostanów młodych, niżej siedemdziesiątki. Do tej pory nie uzyskałem jednoznacznej odpowiedzi, czy każde nadleśnictwo zobowiązane jest do przedstawienia raportu końcowego z opisem uwarunkowań występowania siellisk leśnych, jak jest w Metodyce, czy nie. Nie potrafiono mi wyjaśnić, czy i ewentualnie jak sporządzać opinię specjalisty, jeśli nie ma raportu końcowego, a jedynie zestawienie w arkuszu kalkulacyjnym.
Akcja inwentaryzacyjna była dla mnie ciekawym spotkaniem z lasem i leśnikami. Mam sporo osobistych refleksji, którymi podzielę się może innym razem. W tej chwili chcę zwrócić uwagę na jedną, moim zdaniem ważną sprawę. Otóż zadziwiające jest to, że tak wielka organizacja, jak Lasy Państwowe, zatrudnia tak niewielu specjalistów mających gruntowną wiedzę o środowisku przyrodniczym, którym zarządza. Nie chodzi mi o ludzi zatrudnionych na stanowiskach o nazwie specjalista do spraw ochronny..., bo ci już są, ale o autentycznych ekspertów z dziedziny zoologii, botaniki, fitosocjologii itp. Ich brak na różnych szczeblach struktury organizacyjnej LP, daje się odczuwać nie tylko przy okazji akcji inwentaryzacyjnej Natura 2000.
Nie odnoszę się do wielu kwestii szczegółowych, bo wiem, że w większości wszyscy mają podobne spostrzeżenia, a czasu na czytanie coraz mniej.
Pozdrawiam Szanownych Adresatów
Władysław Danielewicz
-------------- następna część ---------
Załącznik HTML został usunięty...
URL: http://www.listy.eko.org.pl/pipermail/inwentaryzacjalp/attachments/20070918/8b2f8a24/attachment-0001.htm
Więcej informacji o liście dyskusyjnej InwentaryzacjaLP